Ezoteryczna twórczość Gustawa Meyrinka i polska literatura międzywojenna

 

Ezoteryczna twórczość Gustawa Meyrinka i polska literatura międzywojenna. Recepcja twórczości Gustawa Meyrinka w polskiej literaturze początku XX w., szczególnie w międzywojniu, wymaga oddzielnej i szerszej pracy. Przedstawione tu zostaną zatem uwagi wstępne na temat obecności, znaczenia i wpływu niemieckiego/austriackiego pisarza, cieszącego się na Zachodzie dużym powodzeniem, na twórczość polskich literatów. Realizacja tego tematu wymagała postawienia szeregu wyjściowych pytań. Jako nadrzędne uznać należy następujące: czy istnieją w ogóle przesłanki, by mówić o wpływie ezoterycznej powieści inicjacyjnej Gustawa Meyrinka na polską prozę międzywojenną? Czy był on pośrednikiem między zachodnim ezoteryzmem a kulturą polską, hermetyczną filozofią rozwijającą się w latach 1890–1939? Od razu należy zauważyć, iż nawet po zapoznaniu się z dostępnymi materiałami źródłowymi, z polskimi powieściami, po dokonaniu monograficznych analiz tekstów Gustawa Meyrinka, po przestudiowaniu prac historyków literatury polskiej, po penetracji różnorodnych słowników, leksykonów, podręczników, artykułów literaturoznawców i historyków idei zamieszczonych w tomach zbiorowych i pismach naukowych, nadal niezmiernie trudno jest jednoznaczne odpowiedzieć na to pytanie. Równie trudno jest sformułować końcowy wniosek dotyczący pytania: czy poglądy Meyrinka ezoteryczne, gnostyckie, buddyjskie, fascynacja żydowskim mistycyzmem, kabałą, tarotem miały wpływ na rozwijającą się w tym okresie działalność polskich okultystów, teozofów, antropozofów, spirytystów, wyznawców religii Wschodu i wolnomularzy? Czy był on w stanie „zaspokoić tęsknotę i fascynację tym, co tajemne, mroczne, nie zbadane” (Makowska 1986: 323)? Czy ze swoją interpretacją mistycyzmu Wschodu, buddyzmu, taoizmu, religii inicjacyjnej mógł przebić się, jako autor uchodzący za pisarza literatury popularnej, przez rozpowszechniany i obowiązujący na przełomie XIX i XX w. orientalizm kultowego filozofa Artura Schopenhauera? Nurt buddyjsko-schopenhauerowski prezentowali przecież najwięksi przedstawiciele polskiej kultury i literatury: Tadeusz Miciński, Kazimierz Tetmajer, Jan Kasprowicz, Bolesław Leśmian, Adam Asnyk, Leopold Staff, Wacław Berent i wielu innych. Nie wspomina o Meyrinku Jan Tuczyński, badacz związków Młodej Polski z Schopenhauerem, nawet w kontekście fascynacji mistyką Wschodu Antoniego Langego, bardzo silnie związanego światopoglądowo i emocjonalnie z autorem Golema. Czy mógł Meyrink rywalizować z wszechobecną katastroficzną filozofią Oswalda Spenglera, którego dzieło Zmierzch Zachodu (Der Untergang des Abendlandes, 1918–1922) „odznaczało się wieloma zaletami stylistycznymi i funkcjonowało jako wizja artystyczna dużego formatu” (Eustachiewicz 1982: 14). Meyrink próbował zmierzyć się z nim w Nocy Walpurgi (Walpurgisnacht, 1917) i stworzył wizję nie mniej artystyczną i równie dużego formatu. I najważniejsze pytanie, czy autor Zielonej twarzy (Das Grüne Gesicht, 1916), powieści będącej swoistą interpretacją mitu o Żydzie Wiecznym Tułaczu, miał szansę zaistnieć w Polsce, zmagającej się z problemami odzyskanej wolności i budową państwowości, z antysemityzmem, z karierami na miarę Nikodema Dyzmy?

Generalnie rzecz biorąc, można powiedzieć, iż w literaturze międzywojennej, jak i późniejszej – w powojennej, w Polsce Ludowej – Meyrink był pisarzem mało obecnym, mało znanym, niedocenianym przez krytykę, prasę, plany wydawnicze, historyków literatury i czytelników. Tendencja ta wyraźnie ujawniała się w zestawieniu z popularnością i pozytywną oceną innych niemieckich pisarzy tego okresu i zbliżonego nurtu, zwłaszcza z Hannsem Heinzem Ewersem, którego nazywano, bagatelizując nadmiar kiczowatych elementów w jego prozie, mistrzem powieści okultystycznych. Dlatego zapewne Lucjan Frank Erdtracht, tłumacz Białego Dominikanina (Der weisse Dominikaner, 1921) w przedmowie do polskiego wydania tej powieści w 1921 r. starał się ze wszech miar podkreślić wartość i wyjątkowość Meyrinka, wypromować go, mówiąc współczesnym komercyjnym językiem: „Czem jest to, co nas tak czaruje w jego dziełach, co jest przyczyną, że dzieła te rozchodzą się w niezliczonych wydaniach, wpływając – jednym słowem – głęboko na życie duchowe współczesnych” (Erdtracht 1921: VI). Tego samego zdania jest współczesny polski badacz niemieckojęzycznej powieści inicjacyjnej – Tomasz Waszak. Stwierdził on: „Na pierwsze trzy dziesięciolecia XX wieku przypada […] twórczość Gustava Meyrinka, autora szeregu niezwykle popularnych w swoim czasie powieści inicjacyjnych, który formułę gatunku eksploatował tak skutecznie, że zasługuje również na miano liczącego się przedstawiciela tej odmiany powieści” (Waszak 2003: 255).

Prawdą jest, iż w Polsce międzywojennej tłumaczone były na gorąco i na bieżąco wydawane utwory Meyrinka. Rozpowszechniać jego twórczość próbowały takie wydawnictwa jak Instytut Wydawniczy „Renaissance” (Biały Dominikanin, U progów zaświata, 1923) i Spółka Nakładowa „Odrodzenie”. Ten lider wydawców w Lwowie, jak go nazywano, w 1922 r. opublikował ezoteryczną powieść inicjacyjną Zielona twarz w przekładzie R. S. Tuż obok znalazła się praca Edmunda Libańskiego Tajemnice zjawisk spirytystycznych w świetle badań naukowych. Rok 1922 był dobrym rokiem dla Meyrinka w Polsce. W Przemyślu ukazał się Gabinet figur woskowych w przekładzie Henryka Salza, w Warszawie zbiór opowiadań różnych autorów zebranych według tematu określonego w tytule Demony perwersji. Opowieści niezwykłe. Opowiadania Meyrinka (takie jak: Człowiek na flaszce, Preparat, Doktor Lederer, Do czego służy białe łajno) sąsiadowały z tekstami Edgara Allana Poe, Hannsa Heinza Ewersa, Stefana Grabińskiego, Karola Irzykowskiego i innych (notabene w 2016 r. w Przemyślu ukazała się nowa, poprawiona i nieco zmieniona wersja tego przedwojennego wydania). W 1930 r. wydawnictwo „Mrówka” wydało również Demony perwersji. W 1934 r. (marzec–kwiecień) „Wiadomości Biblioteczne” ogłaszały, że w Księgarni T.S.L. można nabyć takie dzieła Meyrinka, jak: U progu zaświata, Biały Dominikanin, Demon perwersji, Golem. Wśród wydawców Meyrinka należy wspomnieć jeszcze lwowski Instytut Wydawniczy „Lektor”. Jego podstawowym celem było tworzenie biblioteki utworów, „które obracają się w podbiegunowych, całkiem nieznanych sferach życia duszy ludzkiej” (Helsztyński 1973: 456). „Lektor” odegrał znaczącą rolę w życiu Stanisława Przybyszewskiego, Stefana Grabińskiego, Gabrieli Zapolskiej, w upowszechnianiu zachodniego ezoteryzmu, literatury fantastycznej i niesamowitej w Polsce, przede wszystkim twórczości Ewersa. Stanisław Helsztyński w opowieści biograficznej Przybyszewski w rozdziale Z Lewickim w Lektorze pisał: „Od stycznia, a ściślej od lipca 1917 roku zaczął Przybyszewski kierować literacką stroną lwowskiego instytutu wydawniczego pod nazwą Lektor, stworzonego przez dra Stanisława Rogalę-Lewickiego. […] Spotkało się na terenie Lektora dwóch niezwykłych Stanisławów: jeden – znakomity organizator, kalkulujący przedsiębiorca i człowiek z poważnym kapitałem, drugi zaś z powołania wielbiciel niezwykłości w literaturze, wódz ataków na człowieka przyziemnego, dekadent marki francuskiej, idący ze szkoły satanistycznej Huysmansa” (Helsztyński 1973: 454–455). O tym przedsięwzięciu dużo pisał również sam Przybyszewski w Moich współczesnych (1926) i we wstępie zatytułowanym W zwierciadle do drugiego wydania Krzyku (1917). Opracował on szczegółowy program wydawniczy Lektora, w którym zaproponował upowszechnienie przez Wydawnictwo przede wszystkim wspomnianego już tu wielokroć Hannsa Heinza Ewersa, którego powieść Alraune (1911) przetłumaczyła właśnie jego żona Jadwiga, a on sam napisał przedmowę. W liście do Lewickiego pisał:

Więc usilnie radzę, by po Alraunie wydać mój Krzyk: następnie wspaniały utwór Barbey d’Aurévilly – Les Diaboliques – Plemię diabła – jedna z najgłębszych i najwspanialszych rzeczy, jakie znam. Potem Golema Meyrinka, Lá-bas Huysmansa z obszerną moją przedmową; teraz dopiero Ewersa Uczeń czarnoksięski i potem Zbierzchowskiego Na diabelskiej przełęczy. Zaraz w dalszym ciągu: La Tour d’amour Rachilde, Opium Claude Farrère’a, Jasne noce Dostojewskiego, niesłychanie ciekawą książkę diabologa De Lancre: De l’inconstance des démons z 1613 roku, Ewersa Grozą, wybór nowel Amadeusza Hoffmana itd. Biblioteka pańska odegra wtedy ważną rolę, a z punktu widzenia czysto kupieckiego rokuję najpomyślniejsze nadzieje (Helsztyński 1973: 456–457).

Warto zwrócić uwagę na kontekst, w jakim umieszczony został przez Przybyszewskiego Meyrink i jego Golem.

W okresie międzywojennym nazwisko pisarza pojawiało się również, najczęściej w formie informacji wydawniczej, w różnych gazetach i czasopismach, znaczących i pomniejszych, takich jak na przykład „Gazeta Samborska (1905, nr 8–9 i 11–12), „Kurier Lwowski” ( 1924, nr 283–285 i 286–288), drukowane tam były wczesne opowiadania w tłumaczeniu Jana Mirskiego. Na ogół utwory Meyrinka tłumaczyli wnikliwi specjaliści nie tylko translatoryki, języka niemieckiego, lecz również filozofii ezoterycznej, tematyki, motywiki i symboliki, którą operował pisarz. W pierwszej kolejności wymienić należy Antoniego Langego, modernistycznego poetę, międzywojennego prozaika, autora zbioru opowiadań W czwartym wymiarze, wytrawnego tłumacza nie tylko z języka niemieckiego, lecz również z węgierskiego, rosyjskiego i sanskrytu. Lange spolszczył i wydał wiele arcydzieł poezji orientalnej, indyjskiej. To on, przekładając w 1919 r. Golema, wprowadził Meyrinka w krąg literatury polskiej. Obok niego koniecznie wspomnieć trzeba enigmatycznego Lucjana Franka Erdrachta, tłumacza niezmiernie trudnego tekstu Meyrinka Biały Dominikanin i autora słowa wstępnego do niego o prostym tytule: Gustaw Meyrink (Instytut Wydawniczy „Renaissance”, Wiedeń–Berlin–Lwów–New York 1921). Uwagi Erdrachta do dziś służą pomocą w odczytaniu wewnętrznych treści twórczości Meyrinka. Z kolei Zieloną twarz (Spółka Nakładowa „Odrodzenie”, Lwów 1922) przełożył R. S. Według danych Słownika pseudonimów i kryptonimów pisarzy polskich oraz Polski dotyczących pod tym pseudonimem występował Stanisław Rybakiewicz. Więcej informacji udało się pozyskać o kolejnym tłumaczu powieści Meyrinka, tym razem Nocy Walpurgi. Był nim Bolesław Jacek Frühling (1892–1976) publicysta, dyplomata, krytyk, tłumacz z języka niemieckiego i rosyjskiego, sekretarz i współpracownik „Kuriera Polskiego” (1926–1938), po wojnie redaktor „Dziennika Krakowskiego” (1945–1946). Noc Walpurgi była debiutem translatorskim (1918) Frühlinga, potem przełożył wiele powieści i dramatów niemieckich pisarzy. Przypomnieć jeszcze należy Władysława Eugeniusza Barona, który w 1923 r. dla Instytutu Wydawniczego „Renaissance” przełożył, z upoważnienia autora, traktat ezoteryczny U progów zaświata (An der Schwelle des Jenseits, 1923), jak również wspomnianego już Henryka Salza (Markus), prawnika i literata, tłumacza z języka niemieckiego i rosyjskiego. W czasie praktyki prawniczej w Przemyślu opublikował swój przekład Gabinetu figur woskowych (Das Wachsfigurenkabinett, 1907). Tłumaczyć Meyrinka próbowała również Stanisława Przybyszewska.

Mimo zebranych informacji o próbach popularyzowania Meyrinka w międzywojennej Polsce, nadal nie sposób jednoznacznie orzec, że był on twórcą znanym ogółowi polskich pisarzy i czytelników, że jego spuścizna miała rezonans w – powtarzając za Lesławem Eustachiewiczem – „złożoności sytuacji literackiej dwudziestolecia” (Eustachiewicz 1982: 58). Znaczenie mogło mieć to, iż polska krytyka literacka okresu międzywojennego, opierając się w zasadzie na opublikowanych opowiadaniach Meyrinka, umiejscawiała jego twórczość w kontekście literatury niesamowitej i grozy, w najlepszym wypadku – fantastycznej albo „naukowo-fantastycznej z okultystycznymi wtrętami”. Na przykład Józef Świtkowski w Słowie wstępnym do powieści Jerzego Garudy (właśc. Marii Florkowej) Pod powierzchnią życia (1937), sytuował ją wśród literatury fantastycznej „potrącającej o magię i okultyzm jak w swym Anonim próbował Bulwer, a na szersza skalę użytkował Ewers, Meyrink i nasz Grabiński” (Świtkowski 1937 :7). Nie zauważano, że jego powieści należały do nowego gatunku – ezoterycznej powieści inicjacyjnej, łączącej w sobie cechy dzieła fikcyjnego z traktatem filozoficznym, narrację literacką z wypowiedzią dyskursywną, że są to formy wielowarstwowe, odczytanie których wymaga dużej wiedzy z zakresu filozofii religii, gnozy, mistyki Wschodu, psychologii, doktryn społecznych i politycznych, zdarzeń rzeczywistości XIX i początków XX w. Może to właśnie trudności w percepcji, w zrozumieniu lektury były powodem niedoceniania jej. Nie wchodząc w szczegóły historycznoliterackich teorii badań poetyki, socjologii i psychologii odbioru dzieła literackiego w dwudziestoleciu międzywojennym, można w przypadku Meyrinka powiedzieć, wypaczając nieco zdanie Włodzimierza Boleckiego, że pierwsi czytelnicy „czytali dany tekst wbrew jego pragmatyce czy autorskim intencjom” (Bolecki 1982: 247). Do Meyrinkowskich powieści, złożonych formalnie i treściowo, z wieloma dnami, pozbawionych w zasadzie erotyzmu i klasycznej fabuły można zastosować pojęcie Karola Irzykowskiego – „niezrozumialstwo” (Irzykowski 1976: 67–77, Bolecki 1982: 253–257).

Wydaje się, iż wśród twórców polskiego modernizmu i dwudziestolecia międzywojennego byli pisarze zainspirowani w różny sposób i w różnym stopniu przez osobowość i literaturę Gustawa Meyrinka. Należeli do nich Stanisław Przybyszewski, a przede wszystkim jego córka – Stanisława Przybyszewska, Antoni Lange, Stefan Grabiński, Roman Jaworski, zapomniany dziś Zbigniew Uniłowski, autor znany przede wszystkim ze skandalizującej powieści Wspólny pokój (1932), ukazującej życie grupy literackiej „Kwadryga”, który w 1933 r. wydał tom fantastycznych nowel Człowiek w oknie. To tu uzewnętrzniły się „różnorodne inspiracje artystyczne: ekspresjonistyczna kondensacja i intyfikacja obrazu, modernistyczna koncepcja rzeczywistości niedopowiedzianej, zainteresowanie psychoanalizą i fantastyką grozy” (Faron 1985: 521). Dużo różnych znaków wskazywało na korzystanie Uniłowskiego z pomysłów formalnych i światopoglądowych Meyrinka. Znał go również Brunon Schulz, zauroczony Pragą, Golemem, Kabałą i Tarotem, jak również Aleksander Wat, który podjął się interpretacji mitu (legendy według innych) o Żydzie Wiecznym Tułaczu, mając w pamięci jego zielone oblicze przedstawione przez niemieckiego pisarza. Zachwycała się nim przede wszystkim Przybyszewska. Ze względu na istnienie materiałów źródłowych, faktów tekstowych i pozatekstowych, które dają możliwość odnotowania wpływów Meyrinka na polską literaturę międzywojenną, zostaną przybliżone konotacje i kontakty Grabińskiego, Schulza i Przybyszewskiej z tym twórcą. Zacząć należy od sytuacji skomplikowanej, nawet nieco niejednoznacznej, a mianowicie od relacji Meyrink – Grabiński. Urosła ona niemal do sprawy Brunon Schulz – Kazimierz Tuchanowski. 

 A zatem, przyjęto uważać, iż w kręgu oddziaływań Meyrinka znalazł się Stefan Grabiński, co zaznaczali już współcześni mu recenzenci, komentatorzy poszczególnych utworów autora Salamandry, krytycy tej miary co Kazimierz Irzykowski (życzliwy przyjaciel autora), czy Zbigniew Dębicki. Sam Grabiński nie zgadzał się z tą opinią, a wręcz protestował przeciw takim insynuacjom, dowodził, że przez dłuższy czas w ogóle nie znał ani Allana Edgara Poego, ani Gustawa Meyrinka. Joanna Majewska w obszernej monografii o życiu i twórczości autora Cienia Bafometa (Demon ruchu, duch czasu, widma miejsc. Fantastyczny Grabiński i jego świat) przytacza taką wypowiedź pisarza: „o Poem wiedziało się u nas tylko piąte przez dziesiąte z lichych i skąpych tłumaczeń, gdy ja sam nie wiedziałem jeszcze o istnieniu Meyrinka lub Stevensona” (Majewska 2018: 244). Wydaje się to mało prawdopodobne, albowiem Grabiński, nauczyciel języka polskiego i łaciny we lwowskich, potem przemyskich gimnazjach, dojrzewał w kręgu określonej kultury, lektur, które czytali wówczas wszyscy. Jak przypomniał (w ślad za Arturem Hutnikiewiczem) Maciej Płaza w posłowiu Grabiński: mechanik zaświata do najnowszego (2018) wydania opowieści niesamowitych Stefana Grabińskiego Muzeum Dusz czyśćcowych:

czytano dorobek dziewiętnastowiecznych twórców literatury niesamowitej, dekadenckiej, penetrującej tajniki ludzkiej duszy i tropiącej mroczne motywy ludzkich postępków: skandalizujące poezje Baudelaire’a, opowieści niesamowite Edgara Allana Poego […], symboliczne dramaty Maurice’a Maeterlincka i Augusta Strindberga, demoniczne opowiadania miłosne Barbeya d’Aurevilly’a, opowieści okrutne Villiersa de L’Isle Adam. Czytano też mrocznych twórców austriackich i niemieckich: ezoteryczne i groteskowe powieści Gustawa Meyrinka, nowele i powieści Hannsa Heinza Ewersa (Płaza 2018: 560). „Stefan Grabiński jako człowiek oczytany i spragniony wiedzy” – pisał dalej Płaza – „sporo wiedział o tych odkryciach, teoriach, poglądach. Jako piewca niesamowitości i nierealnych zjawisk był twórcą samoświadomym, wiedział, jak rozległa stoi za nim tradycja” (Płaza 2018: 561). Biorąc to pod uwagę, wielu krytyków optowało za powiązaniem Grabińskiego z Poem. Wśród powojennych historyków literatury polskiej zdania takiego był Julian Krzyżanowski, nazywał amerykańskiego pisarza mistrzem Grabińskiego. Obecnie takie stanowisko reprezentuje rosyjski badacz zachodniej literatury ezoterycznej, twórczości Poego, Lovecrafta, Meyrinka i Grabińskiego – Jewgienij Gołowin. W jednym z pierwszych zdań wstępu do rosyjskiego wydania Salamandry, noszącego znaczący tytuł Stefan Grabiński i światopogląd maga (oryg. Стефан Грабинский и мировоззрение магa), informował rosyjskiego czytelnika, z jakim pisarzem mają do czynienia, krótko stwierdzając: „Niektóre teksty przypominają Edgara Poego, pozostałe nie przypominają nikogo” (Головин 2002: 5; tłum. I. F.-J.).

Pierwsze utwory Grabińskiego, co należy podkreślić, faktycznie były oryginalne i samodzielne, szczególnie wydany w 1919 r. tom opowiadań kolejowych Demon ruchu „uderzał świeżością pomysłów i dojrzałością pisarską” (Płaza 2018: 557). Chociaż i to stanowisko można podważyć, przywołując opinię, iż Franciszek Mirandola wcześniej napisał opowiadania kolejowe, które znalazły się w zbiorze Tropy, a żelaznym drogom nadał metafizyczne znaczenie. Majewska zwróciła na to uwagę w sposób delikatny, w przypisie zaznaczając tylko: „Ciekawe, że w 1919 r. zostaje opublikowany zbiór opowiadań fantastycznych Franciszka Mirandoli Tropy, w którym autor odwołuje się także do metafor kolejowych (opowiadanie Pociąg nadzwyczajny) (Majewska 2018: 135). Warto przypomnieć, że utwory wchodzące w skład Demona ruchu powstawały w Przemyślu, gdzie w 1917 r. zamieszkał wzbogacony o rodzinę Grabiński. Przemyśl, „wówczas znaczące miasto będące ważnym punktem na mapach wojskowych Austro-Węgier” (Płaza 2018: 556), miał sporo sympatii dla Meyrinka, dla dzieł nauk tajemnych, dla myśli okultystycznej. Odegrał również znaczącą rolę w życiu i twórczości Grabińskiego. W atmosferze przesiąkniętej duchem austrowęgierskiej monarchii, twórczością Meyrinka, niemieckiej literatury niesamowitości i grozy, rozwoju kolei, powstawał wspomniany tom opowiadań Demon ruchu, który przyniósł autorowi uznanie i rozgłos. Żelaznym transkontynentalnym szlakom, liniom kolejowym, szynom, podkładom, pociągom, wagonom, dworcom nadał Grabiński znaczenie metaforyczne, niesamowite, przesączone magią, tajemniczością i grozą. Droga kolejowa stawała się podróżą w czwarty wymiar, w zaświaty. Ślady inspiracji zachodnich ezoteryków były delikatne i twórcze, zwłaszcza w kreacji przestrzeni z duszą. Kazimierz Irzykowski zauważył zaś, że nie przestrzeń, ale ruch, demon ruchu był nadrzędną kategorią semantyczną tekstów wchodzących w skład tomu. Majewska podkreślała też, że „Ruch jest uświęcony, podniesiony do rangi podstawowej zasady bytu” (Majewska 2018: 137). Przy czym zwróciła ona uwagę na znaczenie filozofii Bergsona w takiej interpretacji świata:

Z perspektywy historycznej pojęcie ruchu musi nasuwać skojarzenia z filozofią Henriego Bergsona, oddziałującą na twórczość Grabińskiego już wcześniej. Wpływ bergsonizmu znajduje jednak najpełniejszy wyraz właśnie w Demonie ruchu, który sygnalizuje przesunięcie się filozofii i estetyki Grabińskiego w stronę nowoczesności, bliskich awangardowych kierunków sztuki europejskiej (ekspresjonizm), obierających sobie za patrona właśnie francuskiego myśliciela (Majewska 2018: 137–138).

Może to wraz z ekspresjonizmem ujawniły się wpływy niemieckich przedstawicieli kierunku: Kubina, Ewersa i Meyrinka. Wyraźnie dały o sobie znać w powieściach Grabińskiego, zwłaszcza w wydanej w 1924 r. Salamandrze, której wtórność zapewne zadecydowała o chłodnym i krytycznym przyjęciu jej przez krytyków, innych pisarzy i czytelników. Kazimierz Irzykowski przenikliwie zauważył, że niepowodzenie Grabińskiego miało ściśle określone przyczyny, albowiem „najmniej szczęśliwy był w powieściach, gdyż w kompozycjach większych ten gatunek, jaki uprawiał, gatunek niesamowitości, wymaga głębszej, filozoficznej legimatyzacji, a tej autor nie posiadał” (Irzykowski 1936: 7). Gustaw Meyrink, adept lóż teozoficznych, wolnomularskich, posiadał owo zaplecze filozoficzne, był wtajemniczony w nauki gnostyckie, ezoteryczne, buddyjskie, taoistyczne, masońskie. Podstawowym tematem i treścią jego twórczości były „dzieje duchowej przemiany człowieka, znajdującego się w obliczu gwałtownego kryzysu” (Tomkowski 1993: 281). W powieści Salamandra Grabiński również sięgnął po motyw inicjacji, aczkolwiek potraktował go nieco inaczej – jako zjawisko nie tyle religijne, co magiczne, odbiegające od Meyrinkowskiego wzorca. Może odwoływał się do polskiego modelu? Literatura inicjacyjna istniała przecież w epoce Młodej Polski. Jej miejsce i formy przejawiania się przeanalizował Wojciech Gutowski w pracy Młodopolskie inicjacje. Przy czym w bardzo szerokim spisie powieści ze „scenariuszem inicjacyjnym” (Gutowski 2003: 138–139), badacz nie uwzględnił Meyrinka i Grabińskiego.

W Salamandrze Grabiński przedstawił niesamowitą, pełną grozy wizję trójetapowego procesu przemiany głównego bohatera, etapów podziemia, śmierci i powrotu do życia. W procesie przemiany Jerzego brały udział przede wszystkim zjawiska magiczne, wyrażone symboliką ziemi, ognia i wody. Grabińskiego bowiem interesowały przede wszystkim znaki niesamowitości, tajemnicze, fantastyczne zjawiska, magiczne zaświaty. Magiczność procesu przemiany, magia w ogóle, stała się znakiem charakterystycznym powieści inicjacyjnej Grabińskiego, słowem-kluczem jego prozy. Dlatego nazywano go magikiem niesamowitości (Irzykowski), magikiem nierzeczywistości (Krzyżanowski). Gołowin określił to mianem światopoglądu magicznego i zlokalizował powieści Grabińskiego w nurcie literatury realizmu magicznego, swój tekst o nim zatytułował, co warto jeszcze raz przypomnieć: Stefan Grabiński i światopogląd maga. I w tym kontekście w pełni uwidacznia się inność Meyrinka, gnostyka, ezoteryka, którego interesowała wiedza tajemna, poznanie istoty rzeczy, jak mawiali niegdyś filozofowie, a przede wszystkim „duchowe uzasadnienie wtajemniczenia” (Campbell 1994: 121). Nie przyciągał go cień Bafometa, lecz Fausta. Jego bohaterowie, szczególnie Mistrzowie, miewali częstokroć Goetheańskie oblicze, pisarza, którego Meyrink cenił nade wszystko. Grabiński spróbował nadać inicjacji formę przeżycia religijnego w powieści Cień Bafometa. W tym czasie zmienił on również swoje stanowisko wobec cudzych wpływów, zaczął przywoływać nazwiska pisarzy, których istnienie w swoim życiu i twórczości niedawno negował. W księgozbiorze Wrześmiana umieścił między innymi książki Edgara Allana Poego, Alfreda Kubina i Gustawa Meyrinka. Joanna Majewska przywołała wywiad z Grabińskim, zamieszczony w „Wiadomościach Literackich”, w którym zaprezentował on pisarzy, przede wszystkim polskich, których lubi i docenia: „Z literatury światowej wymienia przede wszystkim Poego. Z autorem Kruka, jak twierdzi, poczuwa się nawet do twórczego pokrewieństwa. Ceni również utwory Alfreda Kubina, Frederica Bouteta i Gustawa Meyrinka (Majewska 2018: 262). Niespodziewane powoływanie się na Poego, na twórcze pokrewieństwo z nim, spowodowane było zapewne rozpowszechnieniem się w Europie, szczególnie we Francji, sławy amerykańskiego geniusza – opiewano jego wielkość, Zagładę Domu Ucherów uznawano za arcydzieło. Jak zauważa Maria Janion: „dług wobec Poego zaciągnęli tacy wielcy pisarze, jak Verlaine, Rimbaud, Huysmans, Maeterlinck, Valery i wreszcie Verne, który uważał, że Poe stworzył «nową formę w literaturze» i zajął «ważne miejsce w historii wyobraźni», doprowadzanej niekiedy aż do delirium” (Janion 2001: 214). W Polsce upowszechniał taką opinie Bolesław Leśmian i Stanisław Wyrzykowski, który miał niepośledni wpływ na Grabińskiego.

Z kolei kwestia istnienia związku Brunona Schulza z Gustawem Meyrinkiem jest prostsza, czytelniejsza, wręcz jednoznaczna. Polski pisarz nigdy bowiem nie zaprzeczał, że znał austriackiego/niemieckiego twórcę, że cenił jego Golema, że odczuwał pokrewieństwo z praskimi niemieckojęzycznymi pisarzami, zwłaszcza z Francem Kafką, Rainerem Marią Rilke i właśnie Gustawem Meyrinkiem. Na taki ciąg nazwisk, zestawienie obok siebie ich twórczości, należy zwrócić szczególną uwagę, albowiem tylko w nim można umieścić Schulza. Kafka, Rilke, Meyrink nie mieszczą się w jednym rzędzie z Allanem Edgarem Poem, Ewersem, z Howardem Philipsem Lovecraftem, Stefanem Grabińskim i wieloma innymi, należącymi do kanonu literatury fantastycznej i grozy. Można mówić tylko o pewnych analogiach, są to bowiem odmienne interpretacje świata i zaświatów, życia i śmierci, światła i ciemności, Boga i człowieka, Księgi i książki. Przy czym warto zauważyć, iż wizja i kreacja świata przedstawionego linii kafkowsko-meyrinkowsko-schulcowskiej nigdy nie miała eskapistycznego charakteru.

Swoją fascynację twórczością Kafki, jego podejściem do uniwersalnych tematów i problemów, archetypów i mitów wyraził Schulz najsamprzód postanowieniem przetłumaczenia Procesu (1925). Z braku czasu, nadmiaru obowiązków i innych powodów nie dotrzymał postanowienia, zrobiła to za niego jego narzeczona Józefina Szelińska, doskonale władająca językiem polskim i niemieckim, aczkolwiek publikacja sygnowała była w 1936 r. (i jest do dnia dzisiejszego) nazwiskiem Schulza. Będąc w Pradze, wędrował on śladami bohaterów Zamku, Procesu i Golema. Uczył się kreacji przestrzeni, tworzenia miejskiego tekstu, szukał żydowskich korzeni. Gustaw Janouch w swoich Rozmowach z Kafką zamieścił taki fragment ich konwersacji:

Bezpośrednio po pierwszej wojnie światowej Golem (Der Golem) Gustawa Meyrinka był najbardziej popularną powieścią niemiecką. Franz Kafka na temat tej książki powiedział: – Atmosfera staropruskiego, żydowskiego miasta jest tam wspaniale oddana. – Czy pamięta jeszcze starą dzielnicę żydowską? – Właściwie trafiłem już na koniec. Ale – Kafka machnął ręką, jakby chciał powiedzieć: „Co przez to osiągnęliśmy”? Jego uśmiech odpowiedział: „Nic”. Potem mówił dalej – Wciąż żyją w nas ciemne zaułki, tajemnicze korytarze, ślepe okna, brudne podwórka, hałaśliwe knajpy i zamknięte restauracje. Idziemy szerokimi ulicami nowo wybudowanego miasta. Jednak nasze kroki i spostrzeżenia są niepewne. Wewnątrz drżymy jeszcze tak, jak w owych starych zaułkach nędzy. Nasze serce nic jeszcze nie wie o przeprowadzonej sanacji. Niezdrowe, stare żydowskie miasto w nas jest o wiele bardziej realne od higienicznego nowego miasta wokół nas. Czuwając, idziemy przez sen: jako widma minionych czasów (Janouch 1993: 42).

To wszystko można odnieść do Schulza.  Recenzje, prace krytyczne, artykuł o nim w literaturze międzywojennej pełne były nazwisk twórców, którzy wywarli wpływ na światopogląd, wyobraźnię, pomysły formalne Schulza. Piotr Sitkiewicz zauważył, „że kwestia jego artystycznych relacji z innymi twórcami jest jedną z najczęściej opisywanych i najlepiej zbadanych w całej współczesnej schulzologii” (Sitkiewicz 2018: 170). Nie zarzucając naśladownictwa, próbowano powiązać go z ogromną liczbą utworów, „rozrzut sugerowanych inspiracji i fascynacji jest ogromny […] i są to autorzy i dzieła reprezentujący skrajne miejsca na mapie polskiej i światowej literatury” (Sitkiewicz 2018: 170). Najczęściej powtarzającymi się nazwiskami byli, z rodzimej literatury: Tadeusz Miciński, Michał Choromański, Witold Gombrowicz, Stanisław Witkiewicz, Zbigniew Uniłowski, Bolesław Leśmian, Tadeusz Breza, Kazimierz Truchanowski, Debora Vegel; z Zachodniej: E. A. Poe, E. T. A. Hoffmann, H. H. Ewers, G. Meyrink, T. Mann i R. M. Rilke. W wypowiedziach epistolarnych kierowanych w różnym czasie do różnych adresatów pisał Schulz o ostatnio przeczytanych książkach. Diapazon tekstów zdobytych w Drohobyczu, Warszawie i Zakopanem był również szeroki. Pisał oczywiście o Rilkem, o Kafce i Mannie, ale wspominał też Goethego i Króla Olch, Gida i Lochy Watykanu, Zegadłowicza i Zmory, Montherlanta i Dziewczęta, Huxleya i Niewidomego w Gazie, Vogel i Akacje kwitną, Musila, Prousta, Aragona, Freuda i wielu innych.

Schulza próbowano też przyswoić sobie poprzez zaszufladkowanie go do jakiegoś typu literatury, „włączyć do jakiejś szkoły, do jakiegoś nurtu, albo nawet pokolenia” (Sitkiewicz 2018: 198). W kontekście powiązań Schulza z ekspresjonizmem pojawiało się często nazwisko Meyrinka. Informacjom nie towarzyszyły jednak szczegółowe dane, dowody suponowanych idei o istnieniu związków i analogii między tymi oryginalnymi, samoistnymi, niepowtarzalnymi, jedynymi w swoim rodzaju twórcami i ich dziełami. A można by spróbować zwrócić uwagę na zbieżności i podobieństwa Schulza z Meyrinkiem, Golema, Zielonej twarzy, Nocy Walpurgi ze Sklepami cynamonowymi i Sanatorium pod klepsydrą: po pierwsze, Meyrink (1868–1932) i Schulz (1892–1942) byli niemal rówieśnikami, należeli do szeroko pojętej epoki przełomu XIX i XX w., twórczość ich powstawała i doszła do rozkwitu w pierwszych dziesięcioleciach dwudziestego stulecia. Obracali się w tych samych czasach historycznych, kulturowych i literackich, byli świadkami wydarzeń, które na obu wywarły duże piętno: upadek monarchii austro-węgierskiej; pierwsza wojna światowa; zmiana oblicza świata, Pragi, Drohobycza; upadek gett, żydowskich miasteczek, sztetli, ich kultury, mistycyzmu żydowskiego; zmierzch cywilizacji Zachodu; rozpowszechnianie „zdobyczy” rewolucji bolszewickiej.

Po drugie: łączyła ich pewna więź przestrzenna, geograficzna – terytorium oddalonej od Centrum Prowincji (Praga, Getto praskie, Drohobycz, Lwów) – którą wprowadzali do swoich tekstów, przydzielając jej różne funkcje, role i znaczenia.

Po trzecie: zakorzenienie w żydowskiej tradycji, w żydowskim mistycyzmie. Wykorzystywanie Kabały, Drzewa życia, Tarota, Starego Testamentu, Menory, motywów Golema i Żyda Wiecznego Tułacza jako sensotwórczych elementów budujących formę i treść różnych warstw tekstu, a zarazem całości.

Po czwarte: intelektualne pokrewieństwo, dociekania ezoteryczne. Interesowały ich, wręcz gnębiły, podobne zagadnienia ontologiczne, eschatologiczne i epistemologiczne, problemy egzystencjalne. Dociekali nie tylko sensu życia, lecz istoty myśli. Duży wpływ na światopogląd obydwu pisarzy, na ich twórczość, wywarła gnoza. Jej wykorzystanie w powieściach Meyrinka zostało omówione w niniejszym Leksykonie w monograficznych analizach Zielonej twarzy, Nocy Walpurgi, Białego Dominikanina. Artur Jocz z kolei w niezmiernie ciekawej i inspirującej pracy Gnostyczne światy Brunona Schulza przedstawił wpływ gnozy na twórczość Schulza. Jego proza została skonfrontowana z wątkami myśli gnostycznej. Niemniej już na wstępie badacz zastrzegł, że „sygnalizowana chęć gnostycznej lektury literackiego dorobku Schulza nie będzie zmierzała do przedstawienia pisarza jako zdeklarowanego admiratora gnostycyzmu/neognozy” (Jocz 2016: 22).

Po piąte: istnienie podobnych bądź identycznych motywów i wątków w ich utworach, jak też sposób ich przedstawienia i obrazowania, użycie zbliżonych środków wyrazu:

– czasoprzestrzeń, znaczenie chronotopu w kreacji świata, wizerunków bohaterów i myśli przewodniej utworów. Symbolem świata były u obu pisarzy Miasto i Księga;

– sen, znaczenie snu, onirycznych światów (zacieranie różnic miedzy nimi) w tworzeniu stanów wewnętrznych, psychicznych bohaterów, jak również binarnego oblicza wszechświata;

– archetyp ojca i archetyp odrodzenia się, duchowej przemiany. Najbardziej znaczącym dla obu pisarzy był archetyp odrodzenia się, inicjacji w dorosłość (Schulz), w poznanie wiedzy tajemnej, istoty świata (Meyrink). Z kolei archetyp ojca będący lejtmotywem utworów Schulza, był dwojako interpretowany przez Meyrinka. Gnostycki dwoisty układ wszechrzeczy dotyczył również ojca, przodków, związku krwi. Ojciec mógł prezentować świat dobra albo zła, jasności bądź ciemności, duszy czy ciała, Boga lub Szatana. Najlepszym przykładem będzie przypomnienie takich przeciwstawnych postaci ojca: Szemajah Hillel – Aron Wassertrum, Bartolomeusz baron Joecher, Adonis Muszelka – Parys;

– mit Księgi i mit Miasta.

Księga była wszechobecna w twórczości Meyrinka, brała udział w poznaniu istoty świata, w procesie inicjacji i wtajemniczania jego bohaterów, w dociekaniach na temat mistycyzmu żydowskiego. W zasadzie była to jedna Księga, która pojawiła się w Golemie, a jej tytuł brzmiał Ibbur Brzemię duszy. „Okładka książki była metalowa, wyciski na niej w kształcie rozetek i pieczęci były nakładane farbą i wyłożone małymi kamyczkami” (Meyrink 2004: 23). Anastazy Pernat miał tylko naprawić uszkodzony inicjał J na okładce, a mimo woli zaczął przerzucać strony i czytać: „I czytałem ciągle dalej a dalej. Książka mówiła do mnie, jak mówi sen, jaśniej tylko i wyraźniej. Poruszyła ona moje serce jakimś zagadnieniem” (Meyrink 2004: 23). Księga Ibbur reprezentowała w utworze Meyrinka wszystkie inne Księgi mistycyzmu żydowskiego: Księgę Jecirach i Księgę Zohar przede wszystkim. Tworzyły one zaplecze światopoglądowe powieści Meyrinka. Inicjacja bohaterów przybierała częstokroć formę wędrówki od Keter po Malchut. Księga to też podstawowy motyw, temat, obraz, element sensotwórczy, „rzecz bez miary”, „świętość bez rachuby” prozy Schulza. Jej znaczenie, bogactwo sensów w niej zawartych w pełni odsłania pierwsza część Sanatorium pod klepsydrąKsięga. Jest ona źródłem dziecięcych olśnień, duchowym dziedzictwem po ojcu, postulatem, zadaniem, objawieniem, mitem, bo w gruncie rzeczy istnieją tylko książki, prototypem wszystkich książek, światem i bytem zaginionym. Prezentację owych znaczeń i sensów Księgi zaczyna znana każdemu polskiemu czytelnikowi „inwokacja”, której trudno nie zacytować:

Nazywam ją po prostu Księgą, bez żadnych określeń i epitetów, i jest w tej abstynencji i ograniczeniu bezradne westchnienie, cicha kapitulacja przed nieobjętością transcendentu, gdyż żadne słowo, żadna aluzja nie potrafi zalśnić, zapachnieć, spłynąć tym deszczem przestrachu, przeczuciem tej rzeczy bez nazwy, której sam pierwszy posmak na języku przekracza pojemność naszego zachwytu (Schulz 1997: 113).

Schulzowska Księga, jak i Księga doczekała się zachwytów, olśnień, wielu odczytań i interpretacji. Jedna z oryginalniejszych należy do Wojciecha Wyskiela, ujęta w rozumowanie bliskie Schulzowskiemu, mówi:

Historia zaginięcia Księgi i następującego po nim zalewu książek – to szczególna wersja mitu o wieży Babel. Księga przywołuje epokę szczęśliwej jedności: podmiotu i przedmiotu, języka i świata, nazwy i rzeczy. Filozof powiedziałby: epokę, w której logos był nazwą zarówno bytu jak i języka. Później poeta miał do dyspozycji jedynie „izolowane, mozaikowe słowo” – zewnętrznemu chaosowi mógł przeciwstawić jedynie wewnętrzny porządek własnego dzieła. Gdy w pełni uświadomił sobie tę sytuację, wyznał otwarcie, że poemat swój „robi ze słów”. Było to równoznaczne konstatacji: „Logos poety jest pusty”. Możliwa jest wszakże reakcja przeciwna, próba odbudowania ontologicznej jedni świata i języka. Skoro bowiem krytyce potocznej praktyki językowej towarzyszy krytyka całej ludzkiej codzienności – może więc istnieje inna rzeczywistość i inny, odpowiadający jej język. Ale trzeba by przestawić kolejność – w tej sferze język miałby charakter prymarny, rzeczywistość wtórny. A zatem dyskursowi spełniającemu swą funkcję przez oznaczenie można by przeciwstawić wypowiedź ujawniającą (Wyskiel 1978: 63).

Wielokrotnie już było powtarzane, iż w twórczości Meyrinka ważną, a zarazem wieloznaczną rolę pełniło miasto. Z jednej strony, jako twór ludzki, kainowy, przeciwstawny boskiej Niebiańskiej Jerozolimie, było ono podstawowym znakiem świata, materii, ciała, fizyczności. Z drugiej strony urastało ono do symbolu Uniwersum, axis mundi alchemii. Meyrink był mistrzem kreacji przestrzeni miejskiej, przede wszystkim Pragi. Był twórcą praskiego tekstu (świat jako tekst). Wszystkie miasta wpisane w strukturę jego powieści – Amsterdam, Londyn, Moskwa, Warszawa – zawsze miały oblicze i cechy i charakter Pragi. U Schulza – Drohobycza. Miasto wpisane w strukturę Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod klepsydrą również pełniło w tekście i poza nim priorytetową rolę strukturalną, semantyczną i estetyczną. Jerzy Jarzębski swoją pracę Miasto Schulza zaczął takimi słowy:

Na rolę miasta jako miejsca akcji Schulzowskich opowiadań zwrócił uwagę chyba każdy czytelnik. Jedni, rzecz jasna, nazywali je naiwnie „Drohobyczem”, nie zwracając uwagi, że nazwa ta w tekstach literackich Schulza nie pojawia się ani razu – inni skłonni byli widzieć w nim typowe miasto wschodniogalicyjskie przełomu XIX i XX wieku, z jego charakterystycznymi cechami społecznymi i kulturowymi, z typową gospodarką i związkami ze światem, niektórzy chcieli w mieście Schulza odnaleźć replikę żydowskiego sztetl, inni jeszcze dostrzegali w jego kształcie zarys miasta uniwersalnego i mitycznego, symbolu wszystkich miast (Jarzębski 2001: 40).

Szersze i głębsze badania ujawniłyby zapewne jeszcze wiele miejsc wspólnych dla Meyrinka i Schulza.

Na kolejną i szczególną uwagę zasługuje ciekawy przypadek wpływu zachodniej literatury ezoterycznej na polską kulturę lat 1890–1939, a mianowicie Gustawa Meyrinka na Stanisławę Przybyszewską. Autorka Sprawy Dantona wyrażała swoje zafascynowanie Meyrinkiem w sposób jednoznaczny, deklaratywny i emocjonalny. Czyniła to w wypowiedziach epistolarnych, literackich i tłumaczeniach. A mogłoby się wydawać, że są to natury i osobowości całkowicie odmienne i nieprzystawalne. Meyrink nie miał przecież w sobie nic z Maksymiliana Robespierre’a, z Georgesa Jacquesa Dantona, Johana Goethego, Ernesta Renana, Friedricha Nietzschego, czy też z Herberta Wellsa i Georga Bernarda Shawa, jak też z Tadeusza Boya-Żeleńskiego, czyli jej duchowych przewodników. Nasuwa się więc pytanie o przyczyny szczególnego zainteresowania się Stanisławy Przybyszewskiej twórczością niemieckiego pisarza z Pragi. Czym przyciągał on osobę pochłoniętą francuską rewolucją, psychologią władzy, na dobrą sprawę – scjentystkę, zafascynowaną matematyką, fizyką, chemią, nierozumiejącą okultyzmu, jak sama stwierdzała. Czy jest to zjawisko analogiczne do zainteresowań Marii Curie-Skłodowskiej spirytyzmem, seansami mediumistycznymi?

Można spróbować wypunktować kilka przynajmniej przyczyn zafascynowania Przybyszewskiej Meyrinkiem i jego twórczością, powodów zagłębiania się w jego tajemnicze, nieprzeniknione światy, zainteresowanie się okultyzmem, Golemem, Żydem Wiecznym Tułaczem i doktorem Johnem Dee.

Zacząć należy od poczucia więzi wynikającej z podobnego dzieciństwa i życiowego startu. Oboje dotknął los dziecka z nieprawego łoża, naznaczony bezdomnością, w przypadku Przybyszewskiej totalną i do końca spełnioną. Odróżniało ją od Meyrinka zaś to, że należała „do twórców o niespełnionej biografii literackiej”, umierających przedwcześnie (Jokiel 1998: 85). Warto przypomnieć więc, mimo, że są to fakty znane, iż Stanisława Przybyszewska była nieślubną córką artystki malarki Anieli Pająkówny i pisarza, „arcykapłana Antychrysta”, Stanisława Przybyszewskiego, związanego już wówczas, po śmierci Dagny, z Jadwigą Kasprowiczową. Gustaw Meyrink był zaś synem dwudziestosiedmioletniej aktorki Królewskiego Bawarskiego Teatru Marii Meyer i pięćdziesięciodziewięcioletniego ministra spraw zagranicznych barona Karla von Varnbühlera. Stanisław Przybyszewski mało interesował się córką, jak i wszystkimi innymi swoimi dziećmi. Ojciec Meyrinka, osobistość wpływowa, dyplomata, człowiek z innego środowiska, żonaty, nieślubnym dzieckiem też się nie zajmował, nie zaakceptowała go również rodzina Varnbühlerów. Los i osobowość Stasi i Gustawa kształtowały matki (w przypadku Stanisławy – pozytywnie, Gustawa – wprost przeciwnie), a potem – koleje bezdomnego bytu. Z matkami odbywali pierwszy etap wędrówki przez życie, z miasta do miasta, z pracowni do pracowni, z teatru do teatru. Aniela Pająkówna wraz z córką na jakiś czas osiadły w chwilowym zaciszu – we Lwowie. Wówczas to doszło do przelotnego spotkania z ojcem, który przyjechał tam w 1906 r. z dwóch powodów – wystawienia w tamtejszym Teatrze Miejskim jego Odwiecznej baśni i dopełnienia formalności związanych z nadaniem Stanisławie nazwiska Przybyszewska (Meyrink propozycję rodziny Varnbühlerów, by sławny już wtedy pisarz przyjął ich godność odrzucił, nie zaakceptował też nazwiska matki Meyer). Pomimo warunków sprzyjających twórczości, posiadania własnej pracowni, pozostanie w tym mieście niezamężnej kobiety z dzieckiem, stało się niemożliwe, przeto też w czerwcu 1907 r. Aniela Pająkówna ze Stasią opuściły Lwów. Matka Meyrinka w takich przypadkach odsyłała dziecko do babci, poznał więc też wędrówkę od babci do babci. Dla Anieli i Stasi przystanią na jakiś czas (1909–1912) stał się Paryż i artystyczna dzielnica Montparnasse:

W bliskim sąsiedztwie znajdowały się pracownie Olgi Boznańskiej, Eugeniusza Zaka i Tadeusza Makowskiego, a także siedziba Towarzystwa Artystów Polskich, powstałego z inicjatywy twórców „społecznie myślących”: Władysława Kościelskiego, Stanisława Ostrowskiego, Andrzeja Struga, Stefana Żeromskiego, Leona Schillera i innych (Lewandowski 1982: 21).

W tych pomyślnych i zadomowionych warunkach Stanisława w 1911 r. rozpoczęła naukę szkolną, dała się poznać z „dumnego indywidualizmu, niesłychanego charakteru” i z uzdolnień do nauk przyrodniczych. Okres stabilności, poznawania języka francuskiego i kultury Zachodu, bytności w pracowniach słynnych malarzy, pierwszych prób literackich przerwany został w 1912 r. śmiercią chorującej już na gruźlicę Anieli Pająkówny. Stanisława znalazła się „w obliczu bezdomności zupełnej”, jakiej tylko częściowo zaznał Meyrink, miał babcię i pieniądze pozostawione przez ojca na utrzymanie syna. Stanisława zaczęła tułać się po krewnych i znajomych matki. Podkreślenia wymaga pobyt w Zurychu pod opieką zaprzyjaźnionej z matką pary lekarzy Wacława i Zofii Moraczewskich, łączących zainteresowania medyczne z literaturą i sztuką, działalnością społeczną i translatorską (Moraczewski tłumaczył twórców tej miary co Karl Joris Huysmans czy Sören Kierkegaard). To oni rozbudzili w podopiecznej zainteresowania przedmiotami ścisłymi, nawet medycyną, próbą łączenia nauki ze sztuką. W Zurychu, dzięki pomocy finansowej Heleny z Dzieduszyckich Pawlikowskiej, opiekunki matki, Stanisława uczęszczała do niemieckiej szkoły, dobrze opanowała język, co potem da jej możliwość tłumaczenia literatury niemieckiej, w tym Gustawa Meyrinka. W 1914 r., wtedy gdy Meyrink pisał swój podstawowy utwór – Golema, opiekę nad córką Anieli Pająkówny przejęli najbliżsi jej krewni, ciocia i wujek: Helena i Marcin Barlińscy (siostra i szwagier matki), którzy mieszkali wówczas w Wiedniu. Było to miasto pełne jeszcze ducha wcześniejszej obecności tam Meyrinka, jego pierwszych satyrycznych w zasadzie opowiadań, pracy w redakcji. Stanisława Przybyszewska w 1916 r. ukończyła c. k. gimnazjum państwowe i powróciła do Krakowa, gdzie dalszym kształceniem zajęła się Helena Barlińska. Stanisława Przybyszewska dużo czasu poświęcała na samokształcenie, szczególna uwagę zwracając na logikę, astronomię, zoologię i literaturę niemiecką. W kształtowaniu się biografii intelektualnej obydwojga pisarzy niezmiernie ważną rolę odegrała twórczość Goethego. Studiowała Fausta, Meyrink odwołał się do niego w Nocy Walpurgi, zagłębiała się w Latach nauki i latach wędrówki Wilhelma Meistra (Wilhelm Meisters Lehrjahre, 1795–1796; Wilhelm Meisters Wanderjahre, 1821–1829) i w Powinowactwach z wyboru (Die Wahlverwandschaften, 1809). Utwory te pozwalały jej chociaż na chwilę zapomnieć się, nie odczuwać dojmującego bólu. O strasznych warunkach (głodzie, chłodzie, braku oświetlenia), w jakich studiowała te dzieła wspomina jeszcze w 1929 r. we wrześniowym liście do cioci Barlińskiej (Przybyszewska 1983: 56). W 1920 r. przeniosła się do Poznania, gdzie przebywał ojciec. I właśnie tam w jej życiu konkretnie już zaistniał Gustaw Meyrink. W liście do Heleny Barlińskiej z 13 listopada 1920 r. wśród informacji o smutku jesieni, załatwianych sprawach, odbytych spotkaniach, Stanisława zapisała: „Czytałam Meyrinka i przez tydzień chodziłam jak błędna. O, ten to nie Ewers. Znasz Golema lub Fledermäuse’a?” (Przybyszewska 1978: 27). (Meyrink notabene przeżył podobny stan – „zaparło mu dech” – gdy pierwszy raz czytał Johna Dee, o czym wspominał w słowie wstępnym Moja nowa powieść do Anioła Zachodniego okna (Майринк 2008: 29). Już ta krótka wzmianka Przybyszewskiej jest równie znacząca. Wszystkie następne, bardziej rozbudowane, opierające się na większej liczbie przeczytanych pozycji, przybierające częstokroć charakter intelektualnego wywodu, rozprawy literacko-filozoficznej, zawsze będą zawierać uznanie i sympatię dla Meyrinka i dezaprobatę dla Hansa Ewersa, którego twarz w liście do Heleny i Marcina Barlińskich z marca 1921 r. Przybyszewska nazwała kabotyńską. Tomasz Lewandowski zauważył, że najprawdopodobniej chodzi tu o zdjęcie załączone do polskiego przekładu powieści Alraune (Alraune, 1913), która ukazała się we Lwowie w 1917 r. Już wtedy Przybyszewska próbowała przekładać Meyrinka. We wspominanym liście do cioci z 1920 r. znalazło się takie zdanie: „To co w środku, to tłumaczenie jednej z nowel Meyrinka (dla Niuśki), ale nie dokończyłam, bo prędzej mi poszło przetłumaczyć jej, czytając ex abrupto” (Przybyszewska 1978: 28). W innych listach, do różnych adresatów, pojawiała się również informacja, że zajmuje się tłumaczeniem opowiadania Meyrinka. Przy sposobności warto nadmienić, iż spośród współczesnych Przybyszewskiej pisarzy niemieckich, prócz Meyrinka, wyróżniała również Jakoba Wassermanna. W jednym z listów do przyrodniej siostry Ivi Bennet omawiała głośną wówczas jego powieść Der Fall Mauritius (1928). Uogólniając, stwierdzała, że dla kontaktu z taką literaturą warto żyć.

Zainteresowanie i zafascynowanie Meyrinkiem można wyjaśnić też jego przynależnością do literatury niemieckiej, jedynej, według Przybyszewskiej, w pełni wartościowej, znaczącej i sensownej. Badacze twórczości autorki Sprawy Dantona częstokroć zwracają uwagę na jej próby pozyskania trwałej pozycji w literaturze niemieckiej, tym bardziej, że „od jesieni 1929 r. zaczęła szukać kontaktów ze środowiskiem literackim Republiki Weimarskiej i czyniła starania, aby zostać pisarką niemiecką (o czym świadczą listy do Josepha Heinza Mischela)” (Lewandowski 1985: IX). Dla Przybyszewskiej niezmiernie ważne było to, iż literatura niemiecka była zupełnie i pod każdym względem inna niż polska, „która imituje jedynie, lepiej lub gorzej, obce wzory, egzystuje na poboczu prawdziwej sztuki” (Lewandowski 1985: XIV). Pisarka niejednokrotnie, szczególnie w 1927 r., przekonywała Ivi o znaczeniu literatury niemieckiej, szerzej – o wyższości kultury Zachodu. W emocjonalnych i zapalczywych wywodach przekraczała częstokroć, ku zdumieniu siostry-Norweżki, czującej się Polką, granice zdrowego rozsądku. W Niemczech, w polityce, kulturze i literaturze trwały wówczas bardzo ważkie nacjonalistyczne wydarzenia, których Przybyszewska nie zauważała, wydawała się być ich nieświadoma. A przecież Meyrink, który był ich przeciwnikiem, na tematy polityczne wypowiedział się w tekstach znanych i podziwianych przez Przybyszewską, w Zielonej twarzy i Nocy Walpurgii. Warto w tym kontekście przytoczyć fragment znaczącej wypowiedzi dramatopisarki:

W całej Europie istnieje o nas tylko jedna opinia, a na nią gorzko zasłużyliśmy: że jesteśmy zabawną bandą niezdyscyplinowanych, zawodnych we wszystkich sprawach, megalomańskich głupców. I przyznać muszę, że opinię tę podzielam: ze wstydem nawet muszę przyznać, że już dwa razy w życiu skłamałam jak ostatni snob, kiedy pytano mnie o moją narodowość (Przybyszewska 1985: 30).

W listach Przybyszewskiej do osób znaczących w świecie literackim Europy znajdują się bardziej dosadne i jednoznacznie krytyczne sądy o Polsce i Polakach. Na przykład w liście do Josepha Heinza Mischela, niemieckiego tłumacza literatury polskiej (Stanisława Przybyszewskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej), współpracownika „Wiadomości Literackich”, pisała: „A teraz chcę cos Panu wyznać, co Pana bardziej zgorszy niż rozumnego Polaka; a co mnie postawi w bardzo przykrym dwuznacznym świetle: nienawidzę swej ojczyzny z całej siły mej namiętnej słowiańskiej duszy” (Przybyszewska 1983: 87). A więc przynależność do literatury germańskiej jest już znakiem wysokiej jakości danego twórcy. Niemniej argument o niemieckości autora Golema, który mógł zadecydować o zauroczeniu jego twórczością, jest łatwy do podważenia, nie wyjaśnia bowiem szczególnego uprzywilejowania Meyrinka i Wassermanna, a odrzucenie Ewersa i Kubina, niedostrzeżenie Hermanna Hessego.

Wydaje się, że Przybyszewską łączyły z Meyrinkiem podobne predyspozycje psychiczne i intelektualne. Można byłoby to nazwać podobieństwem dusz. Chodzi tu o predylekcję „ścisłych umysłów” do mistyki, do wiedzy duchowej, poczucie wybraństwa, inności, wyższości.

Meyrink dawał szansę na poznanie tajemnej wiedzy duchowej i drogi do życia wiecznego. Przybyszewska, osoba o światopoglądzie materialistycznym i scjentystycznym, jak sama mówiła – Wellsowskim, to jest odrzucającym wszelką metafizykę, czuła imperatywną potrzebę poznania wiedzy tajemnej, duchowej, której, jak sama wyznawała nie posiadała, ale była przynajmniej świadoma konieczności jej zdobycia. Materializm jest bowiem, według niej, „niedoskonałą, atroficzną podstawą umysłu. Brakuje mu czegoś, co jest nie do przezwyciężenia” (Przybyszewska 1985: 32). Problemowi temu dramatopisarka poświęciła dużo miejsca w dwóch listach do Ivi Bennet pisanych w Gdańsku w grudniu 1927 i lutym 1928 r. Meyrink zaspakajał jej potrzeby poznania okultyzmu, podsycał zainteresowanie nim. W liście do przyrodniej siostry pisała o tym wprost:

Olbrzymią okultystyczną wiedzę musi posiadać także pisarz, literat stosunkowo nowoczesny: Meyrink. Jego dzieła to przepaść. Żadnego nie zrozumiałam, ale wiem przynajmniej, że nie rozumiem; prawie wszyscy znajomi, którzy go czytali (z wyjątkiem jednego – a mężczyzna ten jest prawie geniuszem) w ogóle nie zauważyli istnienia zagadek, choć tworzą one całą fabułę! Najokropniejsze tajemnice mogły by spacerować w pełnym słońcu, zatrzymywać pieszych, według mnie nosić czerwone płaszcze; przy zdolności pojmowania ludzkiego rozumu byłyby zapewne i wówczas ukryte i całkowicie bezpieczne (Przybyszewska 1985: 11).

Przy okazji warto zwrócić uwagą na pojawiające się w tym kontekście odniesienia do masonerii, próby porównania filozofii okultystycznej z wolnomularską. Świadczą one o orientacji Przybyszewskiej i w tym temacie. Ona sama nie należała do organizacji wolnomularskiej, ani do żadnej innej. W cytowanym powyżej fragmencie listu znajduje się również ciekawy passus, mówiący o polskim geniuszu, który jako jedyny rozumie Meyrinka, z którym Przybyszewska chętnie porozmawiałaby o nim. Trudno ustalić, kogo na uwadze miała pisarka, nie znalazło to zainteresowania autora doskonałych komentarzy do listów pisarki, a informacja ta byłaby bardzo pomocna przy szukaniu wpływów Meyrinka na polską literaturę czasów 1890–1939. Kilka osób można byłoby brać pod uwagę: wspomnianych już wyżej Antoniego Langego, Stefana Grabińskiego i Lucjana Franka Erdtrachta, oraz Stanisława Przybyszewskiego. Antoni Lange, tłumacz Golema, nie pojawił się jednak ani w korespondencji pisarki, ani we wspomnieniach o niej, ani w literaturze przedmiotu. Utwór Meyrinka Przybyszewska czytała w oryginale. Stefana Grabińskiego również należy wykluczyć, przede wszystkim z dwóch powodów: nie był on, o czym już była mowa wcześniej, szczególnym miłośnikiem i znawcą Meyrinka, ani Przybyszewskiej. Nie należał on do grona jej znajomych, czy przyjaciół, nie znajdował się w kręgu jej zainteresowań literackich, nie figuruje w dokumentach epistolarnych. Ponadto nie nazwałaby go geniuszem. Przybyszewską z Grabińskim łączyła jedynie podobna, krytyczna ocena twórczości popularnego w Niemczech i Polsce Ewersa. Uważała go za „szarlatana, marnotrawnego syna fantastyki” (U Autora… 1927: 1). Jeszcze raz przypomnieć należy, iż w tamtym czasie w Polsce doskonałym znawcą Meyrinka był Lucjan Frank Erdtracht, tłumacz Białego Dominikanina, co zademonstrował we Wstępie do tej powieści wydanej w Wydawnictwie Renaissance. Erdtracht przetłumaczył również ulubiony utwór dramatopisarki – Śmierć w Wenecji Thomasa Manna (Wydawnictwie Renaissance Wiedeń–Lwów–Berlin–New Jork, 1923). O tym opowiadaniu prowadziła ona epistolarne rozmowy z autorem, a dokładnie snuła epistolarny monolog. Jeden z nich, pisany w 1934 r. w rocznicę śmierci Robespierre’a, zaczynał się tak: „Mistrzu! Niech Bóg błogosławi Pana za ten rozdział, który zaczyna się obrazem bawiącego się dziecka na morskim brzegu. Przeczytałam dzisiaj rano te strony i to, co powiedziano tam o cierpieniu, podbudowało mnie w chwili mego zwątpienia” (Przybyszewska 1983: 533).

Czy Przybyszewskiej chodziło może o Erdtrachta? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Zostaje więc Stanisław Przybyszewski. Można byłoby z dużym prawdopodobieństwem założyć, że chodziło jej o ojca, który znał Meyrinka, wypowiadał się na jego temat, próbował go tłumaczyć, konkurował z Langem o Golema. Ale w okresie, z którego pochodzi list, ojciec jej już nie żył. A co najważniejsze – nie był już dla córki geniuszem, „der genialne Pole”, jak mawiano za Augustem Strinbergiem w niemieckim środowisku literackim. Przybyszewska przeprowadziła radykalną rewizję swoich wcześniejszej opinii o twórczości i osobowości człowieka, którego nazwisko nosiła. Tym samym dołączyła do zdecydowanych przeciwników Przybyszewskiego – Piotra Chmielowskiego, Wincentego Lutosławskiego, Tadeusza Boya-Żeleńskiego – krytyków, którzy zdarli aureolę geniusza z głowy i twórczości pisarza, obalili legendę o jego znaczeniu w literaturze i kulturze polskiej. Swoje stanowisko Przybyszewska wyłożyła w jednoznaczny i bogoburczy sposób w jednym z listów do siostry Ivi, która nadal tkwiła w stanie kultu dla ojca, wielkiego Stanisława Przybyszewskiego:

[…] mój pogląd – to nie sprawa gustu. Przeciwnie: dopóki nie posiadałam kultury literackiej, byłam zaskoczona, oczarowana – nic nie odpowiadało mi tak bardzo jak jego dzieła. W nich przecie odnajdowałam samą siebie. Duchowo jestem do niego niewiarygodnie podobna. Stąd też owo ubóstwianie, które się we mnie rozpaliło – i tak szybko wygasło. Zatem to nie mój osobisty gust nie pozwala mi na wyższą ocenę, lecz czysto obiektywne porównanie z naprawdę wybitnymi współczesnymi mu twórcami. Żaden geniusz nie może być tak jednostronny – to między innymi. Wszystkie jego powieści i dramaty wykazują tę samą ideę, te same charaktery, tę samą fabułę (Przybyszewska 1985: 5).

A więc kwestia „genialnego znawcy Meyrinka” zostaje nierozstrzygnięta.

Przybyszewska zawdzięczała Meyrinkowi poznanie Bô-Yin-Ră, który odegrał istotną rolę w życiu i twórczości autora Zielonej twarzy. Napisał on przedmowę do: Bô-Yin-Ră: Księga Boga Żywego. Ukazała się ona po polsku w przekładzie Marcelego Tarnowskiego (Łódź–Katowice–Warszawa, 1923). W tym samym czasie, w 1927 r., w Berlinie wyszła praca Rudolfa Schotta Bô-Yin-Ră. Życie i dzieło, którą Przybyszewska wspominała w swojej korespondencji. W grudniu 1927 r. napisała do przyrodniej siostry:

Co się tyczy okultyzmu: czy znasz Bô-Yin-Ră? To jedyny dzisiejszy pisarz-specjalista, który budzi rzeczywiście zaufanie. U niego wszystkie te sprawy mają przynajmniej głębię, nieprzeniknioność, która nareszcie posiada coś nieziemskiego i całkowitą niedostępność. W zasadzie są tam same przestrogi. O Bławatskiej mówi między innymi, że była jedynie medium – a zatem nie była wtajemniczona, czyli jako medium właśnie nie poddawała się wtajemniczeniu i jako taka przyjmowała niczym aparat radiowy wszystko, co miało długość fali, na którą była nastawiona (Przybyszewska 1985: 11).

Nieco dalej dramatopisarka poradziła siostrze, by koniecznie przeczytała Meyrinka, literata stosunkowo nowoczesnego, którego dzieła są przepaściami. Sama próbowała wszystkim sposobami pokonać ową przepaść. Jej listy z 1928 r. świadczą już o dobrej znajomości twórczości ulubionego pisarza, o przyswojeniu wiedzy o okultyzmie, alchemii i wolnomularstwie. Częstokroć przeobrażają się one w traktaty gnoseologiczne, na przykład o możliwościach poznania wiedzy tajemnej. Dla zobrazowania poczynionych przez Przybyszewską przemyśleń warto przytoczyć kilka fragmentów z długiego listu do Ivi Bennet z 19 lutego 1928 r. Na marginesie lektury Anioła Zachodniego okna (Der Engel vom westlichen Ferster, 1927), powieści, którą sam Meyrink uważał za najważniejsze swoje dzieło, pisała:

I tak: czy do spraw duchowych powinno się podchodzić zmysłem czy intelektem? Ani jednym, ani drugim, tyle jest jasne: tylko że przy takim badaniu zmysł nie może odgrywać w ogóle żadnej roli – a intelekt jest nieodzowny, ale nie tylko on. Tutaj, że tak powiem, intelekt tworzy formę wieży – a inna uśpiona w nas przeciętnych ludziach siła duchowa – nazwijmy ją mentalną – treść, życie. Alchemicy nie zmysłem szukali Czerwonego Lwa, kamienia filozoficznego. I w kilku przypadkach nb. znaleziono go (uwaga marginesowa: ów kamień filozoficzny jest jaskrawym przykładem wielowarstwowości wszystkich pojęć mentalnych. Jak wiadomo, jest on w najniższej warstwie znaczeniowej tylko środkiem zamiany metali w złoto. Powyżej jest symbolem osiągniętej niezniszczalności; jeszcze wyżej – kluczem życia i wieczności. Przyjrzawszy się bliżej, zauważamy, że wszystkie te pojęcia pokrywają się pionowo: czyż złoto nie jest metalem najszlachetniejszym, niedostępnym rdzy, materialnym symbolem niezniszczalności, największej czystości, a zatem czegoś wiecznie żywego?) (Przybyszewska 1985: 38–39).

Dalej, poszukując odpowiedzi na pytanie „wiara czy wiedza?” Przybyszewska dokonała analizy powieści Anioł Zachodniego okna, co jest faktem bez precedensu:

Na ile się w tym wyznaję, istnieją w Europie dwa główne kierunki „drogi do życia wiecznego”: jedną jest droga Meyrinka; możemy ją bardzo niedokładnie nazwać drogą masonów, ponieważ masoni obowiązani są skrywać i strzec swoich tajemnic, nie poznając ich; druga to mistyka katolicka. Mason dąży do wewnątrz; mistyk na zewnątrz. U masona główną siłą napędową jest poznanie: u mistyków miłość (obie mentalne!). Ani jeden, ani drugi nie kwestionuje rozumu: ani jeden, ani drugi nie odrzuca ścisłej kontroli: ani jeden, ani drugi nie uwalnia się, nie żąda uwolnienia od niezmiennej, liturgicznej, zewnętrznej formy każdego procesu, od nienaruszalnego porządku jego kroków na owej drodze. Nigdzie wolności od dogmatów (Przybyszewska 1985: 41).

W tym długim liście autorka poruszyła jeszcze szereg istotnych problemów, wspomniała o swoich lekturach, jak też o historii Rewolucji Francuskiej i o Robespierze.

Należy więc zwrócić uwagę na bodajże najważniejszy, powód szczególnego zainteresowania się Przybyszewskiej Meyrinkiem, okultyzmem i masonami. Zagadnienia te przydatne były w czasie pisania dramatów o Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Listy Przybyszewskiej zaś, będące świadectwem „intensywnego życia intelektualnego, którego treścią są rozległe lektury i wytężona praca literacka” (Jokiel 1998: 86), umożliwiają poznanie oddziaływania filozofii ezoterycznej na literaturę polską lat 1890–1939.   

 

Irena Fijałkowska-Janiak

 

Literatura: Bojarska A., 1978, Andrée Lynne ( proza S. P.), „Przegląd Humanistyczny”, nr 11; Bolecki W., 1982, Poetycki model prozy w dwudziestoleciu międzywojennym, Wrocław, Warszawa, Kraków, Gdańsk, Łódź; Campbell J., 1994, Kwestia bogów, przekł. Kołyszko P., Warszawa; Erdtracht L. F., 1921, Gustaw Meyrink, [w:] G. Meyrink, Biały Dominikanin, przekł. Erdtracht L. F., Wiedeń–Berlin–Lwów–New York; Eustachiewicz L., 1982, Dwudziestolecie 1919–1939, Warszawa; Faron B., 1985, Zbigniew Uniłowski, [w:] Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. II, Warszawa, Gdańsk; Graczyk E., 1994, Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej, Warszawa; Gutowski W., 2003, Młodopolskie inicjacje, [w:] Z problemów prozy. Powieść inicjacyjna, pod red. W. Gutowskiego i E. Owczarz, Toruń; Helsztyński S., 1973, Przybyszewski. Opowieść biograficzna, Warszawa; Irzykowski K., 1924, Niezrozumialstwo, „Wiadomości Literackie”, nr 38; Irzykowski K., 1936, Magik niesamowitości: św. Stefan Grabiński, „Czas”, nr 322; Irzykowski K., 1976, Niezrozumialstwo, [w:] Słoń wśród porcelany. Studia nad nową myślą literacką w Polsce, Kraków; Jacek Frühling, [w:] Encyklopedia Teatru Polskiego, Encyklopediateatru.pl/osoby/41935/jacek-frühling (data dostępu: 09.08.2019); Janion M., 2001, Żyjąc tracimy życie. Niepokojące tematy egzystencji, Warszawa; Janouch G., 1993, Rozmowy z Kafką, Warszawa; Jarzębski J., 2001, Miasto Schulza, [w:] „Teksty Drugie: teoria literatury, krytyka, interpretacje”, nr 2 (67); Jocz A., 2016, Gnostyczne światy Brunona Schulza, Poznań; Jokiel I., 1998, Nad listami Stanisławy Przybyszewskiej, [w:] „Prace naukowe wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, Seria Filologia Polska – Historia i Teoria Literatury”, z. VII; Lewandowski T., 1978, Przypisy i komentarze, [w:] St. Przybyszewska, Listy, 1913–1929, Gdańsk; Lewandowski T., 1982, Dramat intelektu. Biografia literacka Stanisławy Przybyszewskiej, Gdańsk; Lewandowski T., 1983, Przypisy i komentarze, [w:] St. Przybyszewska, Listy, 1929–1934, Gdańsk; Lewandowski T., 1985, Przypisy i komentarze, [w:] St. Przybyszewska, Listy, 1927–1933, Gdańsk; Majewska J., 2018, Demon ruchu, duch czasu, widma miejsc. Fantastyczny Grabiński i jego świat, Wrocław; Makowska U., 1986, Wiedza tajemna Wschodu. Tradycje okultystyczne w kulturze polskiej na przełomie XIX i XX w., [w:] Orient i orientalizm w sztuce, Materiały Sesji Stowarzyszenia Historyków Sztuki Kraków, grudzień 1983, Warszawa; Meyrink G., 1919, Golem, przekł. Lange A., Warszawa; Meyrink G., 1921, Biały Dominikanin, przekł. Erdtracht L.F., Wiedeń–Berlin–Lwów–New York; Meyrink G., 1922, Zielona twarz, przekł. R. S., Lwów; Meyrink G., 1923, U progów zaświata, przekł. Baron E., cyfrowa.chbp.chelm.pl/dlibra/plain-content?id=9497 (data dostępu: 02.01.2019); Meyrink G., 1991, Noc Walpurgi, przekł. Frühling, J., Wrocław; Meyrink G., 1992, Golem, przekł. Lange A., Warszawa; Meyrink G., 2000, Golem, przekł. Lange A., Łódź–Wrocław; Meyrink G., 2013, Zielona twarz, przekł. R. S., Warszawa; Płaza M., 2018, Grabiński: mechanik zaświata, [w:] S. Grabiński, Muzeum dusz czyśćcowych. Opowieści niesamowite, Wybór i posłowie: Maciej Płaza, Czerwonak; Przybyszewska St., 1958, Ostatnie noce ventôse’a, red. i przedmowa St. Helsztyński, Kraków; Przybyszewska St., 1975, Dramaty, oprac. R. Taborski, posłowie J. Krasowski, Gdańsk; Przybyszewska St., 1978, Listy. T. 1, opracował, wstępem i przypisami opatrzył Tomasz Lewandowski, Gdańsk; Przybyszewska St., 1983, Listy. T. 2, opracował, wstępem i przypisami opatrzył Tomasz Lewandowski, Gdańsk; Przybyszewska St., 1985, Listy. T. 3, opracował, wstępem i przypisami opatrzył Tomasz Lewandowski, Gdańsk; Przybyszewski S., 1922, W zwierciadle [wstęp], [w:] S. Przybyszewski, Krzyk​Przybyszewski S., 1926, Moi współcześni, t. 1–2, Warszawa; Przybyszewski S., 1937–1954, Listy, zebrał, życiorysem, wstępem i przypisami opatrzył Stanisław Helsztyński, t. 1–3, Warszawa; Schulz B., 1997, Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod klepsydrą, Warszawa; Słownik pseudonimów i kryptonimów pisarzy polskich oraz Polski dotyczących, 1938, opracował A. Bar przy współudziale W. T. Wisłockiego i T. Godłowskiego, t. III, Kraków, WWW.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=117397Tomkowski J., 1993, Mistyka i herezja, Wrocław; U autora Demona ruchu. Stefan Grabiński, 1927, „Wiadomości Literackie”, nr 10 (166); Waszak T. 2003, Inicjacyjność a literackość. Opozycja dyskursów na przykładzie niemieckojęzycznej prozy XX wieku, [w:] Z problemów prozy. Powieść inicjacyjna, pod red. W. Gutowskiego i E. Owczarz, Toruń; „Wiadomości Biblioteczne”, 1934, nr 3; Żebrowski R., Salz Henryk, [w:] Polski Słownik Judaistyczny, WWW.jhi.pl/psj/Salz_Henryk_Markus (data dostępu: 08.07.2019); Головин Е., 2002, Стефан Грабинский и мировоззрение магa, [w:] С. Грабинский, Саламандра, Москва; Майринк Г., 2008, Ангел Западного окна, перевод В. Крюков, Москва.

 

Słowa kluczowe: Gustaw Meyrink, Stanisława Przybyszewska, Bruno Schulz, Stefan Grabiński, Antoni Lange, ezoteryzm, literatura ezoteryczna, inicjacja ezoteryczna